Kampania w Birmie

Kampania birmańska należy do jednego z „zapomnianych” frontów drugiej wojny światowej – przynajmniej dla świata zachodniego, gdyż w Azji południowo – wschodniej jest ona często wspominana. To małe zainteresowanie odległą kampanią jest zrozumiałe, gdyż dotyczy odległych dla naszego kręgu kulturowego terytoriów, jednak jest ono zupełnie niezasłużone.

W latach 1942 – 1945 po obu stronach frontu wzięło w niej udział ponad 1,5 miliona żołnierzy z wielu państw i terytoriów zależnych. Po stronie japońskiej oprócz samych Japończyków walczyli Tajowie, Hindusi z Indian National Army, Birmańczycy czy przedstawiciele wielu mniejszych, lokalnych plemion. Po stronie alianckiej gros sił stanowili Hindusi, walczący w armii brytyjskiej, sami Brytyjczycy, Chińczycy, różne plemiona birmańskie, Amerykanie, a także wielu ochotników z całego świata.

Setki tysięcy z nich straciły życie.

Kampania toczyła się w niezwykle ciężkich warunkach – Indochiny są bowiem pod wpływem monsunów, które tworzą pory suchą i deszczową. Kraj ma zróżnicowany teren, oprócz doli jest wiele gór, czy szerokich rzek. Oprócz terenów rolniczych większość terytorium jest porośnięta gęstą dżunglą, a sieć komunikacyjna jest bardzo słaba. W trakcie drugiej wojny światowej znajdowało się tam zaledwie kilka linii kolejowych, z czego główne znaczenie miała właściwie jedna, oraz niewiele dróg, które w porze monsunowej zamieniają się w bagniska. Logistyka w takich warunkach jest piekłem na ziemi, podobnie jak życie żołnierzy, którzy będą pozbawieni amunicji, jedzenia i lekarstw, zmuszeni do walki w malarycznym klimacie. Nic więc dziwnego, że śmiertelność na skutek chorób i wyczerpania wielokrotnie przewyższała straty w bezpośrednich walkach.

Wstępem do kampanii było zajęcie Malajów i Singapuru przez Japończyków w lutym 1942 roku. Oddało to w ręce Cesarstwa strategicznie położone terytorium. Wkrótce później flota japońska dokonała skutecznego rajdu na ocean indyjski, zatapiając szereg brytyjskich okrętów.

Ponieważ Tajlandia stała się sojusznikiem Japonii, zatem Cesarstwo mogło kontynuować walkę z Brytyjczykami, atakując na północ od Malajów – na Birmę. Miała ona strategiczne znaczenie z dwóch względów.

  1. Stanowiła wrota do Indii. Zdobycie Birmy pozwoliłoby armii japońskiej zaatakować tą najcenniejszą brytyjską kolonię.
  2. Przez Birmę biegła jedyna droga zaopatrzenia, którą alianci mogli dostarczać zapasy dla chińskiego Kuomintangu, walczącego z Japończykami, którego sytuacja była coraz cięższa – bez alianckiego zaopatrzenia Chiny mogły przegrać wojnę. Klęska Kuomintangu uwolniłaby setki tysiące japońskich żołnierzy do walki gdzie indziej.

Te dwa względy zdecydowały o japońskim ataku na Birmę, a także o tym, że Brytyjczycy tak zaciekle chcieli jej bronić.

Pierwsze lata przyniosły Japonii wiele sukcesów, japońska armia okazała się taktycznie lepiej przygotowana od wojsk alianckich do walk w takim terenie. Sytuacja powoli zaczęła się zmieniać. Alianci uczyli się na błędach, a przede wszystkim mieli coraz większą przewagę materiałową. Punktem zwrotnym stały się starcia o Imphal i Kohimę. Japońska porażka sprawiła, że armia cesarska przeszła de defensywy, a Alianci powoli odzyskiwali wcześniej utracone pozycje.

Od długiego czasu razem z Pablitem przygotowujemy się do rozegrania tej kampanii, używając scenariuszy z książki Empires in Flames, a także naszych własnych, wymyślonych. Przygotowaliśmy tereny, malowaliśmy figurki i pojazdy, graliśmy rozgrywki testowe i chociaż nie wszystko jeszcze jest do końca gotowe, to zdecydowaliśmy się wreszcie rozegrać pierwszą, „porządną” bitwę tej kampanii. Czeka nas zatem dużo bitew w Birmie i terytoriach postronnych.

Obie nasze armie liczyły po 1400 punktów. Skorzystaliśmy z selektorów odpowiednich dla Birmy w książkach dla Brytyjczyków i Japończyków.

Zagraliśmy scenariusz „Ambush on the Burma road”, z drobnymi modyfikacjami. Alianci wystawiali się na drodze, ich celem było przede wszystkim przekroczenie przeciwnej krawędzi stołu jak największą liczbą jednostek. Za każdy pojazd, który przejechał dostawali 2 punkty zwycięstwa, a za piechotę aż 4! Japończycy z kolei mieli ich powstrzymać, dostawali 2 punkty zwycięstwa za każdy zniszczony oddział przeciwnika. Wystawiali się na „swojej” połowie (połowa jednostek), a reszta mogła wchodzić do walki z bocznych krawędzi.

W trakcie czytania raportu proponuje puścić w tle poemat Kiplinga „Mandalay”, w tej wersji czytany przez znanego aktora Charlesa Dance’a w 70 rocznicę zakończenia 2 wojny światowej (są zdjęcia archiwalne z Birmy).

Kliknij na pierwszą fotkę, aby otworzyć galerię z pełnym rozmiarem fotek.

Bitwa zakończyła się wynikiem 18 do 16 – Brytyjczycy zniszczyli 14 japońskich jednostek i wyjechali Daimlerem za pole bitwy. Japończycy zdołali zniszczyć 9 brytyjskich jednostek, ale za każdą dostawali 2 punkty zwycięstwa. Stąd taki wynik.

Przede wszystkim jednak dostarczyła nam mnóstwo zabawy i radości. Podzieliliśmy ją zresztą na dwa dni.

Serdeczne podziękowania dla Pablita za rozgrywkę i gościnę. Będziemy to powtarzać!

Torgill.

Obrona miasteczka

Minęło już półtora… półtorej… 18 miesięcy odkąd wojska porucznika Nakamury zostały przeniesione przez boginię Amaterasu w jakiej odległe, tajemnicze miejsce, gdzie bardzo szybko znaleziono kamień z napisem „WYGRAJCIE, A WRÓCICIE DO DOMU”. A ponieważ bardzo szybko okazało się, że przeciwnikiem będą pizzojady oraz ich pomocnicy z pięknej Albanii (nie bierzcie rejsu po jeziorze Szkoderskim, jest średni).

W międzyczasie pojawiało się coraz więcej żołnierzy, a nawet sprzętu, coraz więcej też figurek musiało być przewróconych i trafić do niebiańskiego pudełka Safe & Sound czy tam Save & Son 😉

Nakamura zobaczył opuszczone miasteczko, prawdopodobnie zamieszkane kiedyś przez wesołych ludzi (wesołych, bo na bruku znaleziono ciekawe wzorki, jakieś tam kwiatki i fallusy), ale ich los pozostał nieznany. Nakamura postanowił wykorzystać zabudowania miasteczka do obrony przed włoskim natarciem, przeciwnik dysponował bowiem dużymi siłami pancernymi, większymi niż Japończycy. Nakamura zdecydował się okopać, co więcej w ramach pilnej potrzeby operacyjnej sprowadził firmę z kraju środka, która w ciągu jednej godziny zrobiła mu bunkier z betonu, prawie nówki.

Zwarci i gotowi, Japończycy przyszykowali się na atak Włochów, który miał odbyć się tradycyjnie między obiadem, a kolacją.

Bitwa była bardzo miła i super się grało, zwłaszcza z takimi akcesoriami.

Zapraszamy niniejszym na środowe wieczorki z Bol Action w Bolterze, gdzie są świetne warunki do grania i bardzo fajna ekipa grająca. Oczywiście, jeśli nie jesteście z Wrocławia, to zawsze możecie wsiąść na deskorolkę i przyjechać 😉 Zapraszamy 🙂

Podziękowania serdeczne dla Daniela za grę i super klimat.

Wystarczy tego raportu bitewnego. Pora iść na pole, czy tam na dwór 😉